Więzień metalowej kulki — pożegnanie zdalnej nauki

Ten wpis miał się poja­wić po feriach, ale z róż­nych powo­dów poja­wia się dzi­siaj. Pomi­nąć go nie moż­na, bo niby jak? Nie­daw­no skoń­czy­ła się zdal­na nauka — dwa lata uni­kal­nych doświad­czeń, któ­re zasłu­gu­ją na wzmian­kę w szkol­nej kro­ni­ce. Zatem powspo­mi­naj­my sobie odrobinę…

Koniec zdal­nej nauki był nija­ki. Dużo cie­kaw­sze były począt­ki zajęć przez Inter­net, gdy nie­je­den z nas czuł się jak przy­sło­wio­wy golas w pokrzy­wach. Pierw­sze tygo­dnie onli­ne to cza­sy Arma­ged­do­nu, pio­nie­rów, ucie­ki­nie­rów, rąban­ki i kaszan­ki. Bra­ko­wa­ło sprzę­tu, wie­dzy i zgra­nia róż­nych ele­men­tów. Sami wie­cie. Nauczy­cie­le wysy­ła­li uczniom mate­ria­ły na Google Clas­sro­om, a ucznio­wie szu­ka­li ich z despe­ra­cją na mobil­nym dzien­ni­ku. Albo odwrot­nie. Wyzwa­niem bywa­ło pla­no­wa­nie Meeta przez Kalen­darz Google (wybie­ra­nie usta­wień przy­po­mi­na­ło roz­bra­ja­nie bom­by). Na lek­cjach pano­wa­ły kli­ma­ty jak z tele­wi­zyj­nej „Dro­gów­ki″. Tego zresz­tą nale­ża­ło się spodziewać.

Póź­niej opa­no­wa­li­śmy regu­ły gry i wszyst­ko się uspo­ko­iło. Tyl­ko dziw­ne, hur­to­we awa­rie kamer, mikro­fo­nów i kla­wia­tur powta­rza­ły się po staremu… 😵

Wrzu­cam tutaj krót­ki fil­mik o robo­czym tytu­le „Wię­zień Meta­lo­wej Kul­ki″. Zmon­to­wa­łem go z kawał­ków inne­go fil­mu i doda­łem zma­ni­pu­lo­wa­ną ścież­kę dźwię­ko­wą. Fabu­ła jest pro­sta: zamy­kam nasze­go Pana Arka „z infor­ma­ty­ki″ w żela­znej kuli i ska­zu­ję na odby­cie zdal­nej lek­cji.  Na szczę­ście Pan Arka­diusz zgo­dził się na publi­ka­cję tego wideo. Dzięki! 😁

Nie cze­kam na tele­fon z Hol­ly­wo­od, ale Pan Arek nie powi­nien roz­sta­wać się ze swo­ją komór­ką. Wspa­nia­ły Bru­ce Wil­lis prze­cho­dzi na eme­ry­tu­rę, będzie wol­ne miej­sce w Mie­ście Aniołów 😉😉😉

Wra­ca­jąc do zdal­nej nauki — trud­no będzie poże­gnać tego przy­jem­niacz­ka-wygod­niacz­ka, któ­re­go wie­lu z nas wyho­do­wa­ło sobie w środ­ku pod­czas lek­cji onli­ne. Mam na myśli tego gościa, któ­ry potra­fi wyle­gi­wać się w cie­płym łóż­ku do połu­dnia lub sie­dzieć — prze­pra­szam — leżeć na lek­cji ze sma­ko­wi­tym jedzon­kiem mię­dzy pachą, podusz­ką a mikro­fo­nem. Z tym przy­jem­niacz­kiem — w sumie nud­nym i smut­nym — szkol­ne egzor­cy­zmy łatwo nie wygra­ją. Pani Wie­siu, Pani Asiu, Pani Mar­to — chy­ba mam rację?

Tutaj zakoń­czę wpis.  Do zoba­cze­nia  wkrótce!

 

Loading

Face­bo­ok Comments